Deszczowo. Nudnie. To walniemy posta, a co!
Dzisiaj przedstawię wam mojego ulubieńca, którym doprowadzam swoją buzię do normalnego stanu. Co prawda ulubieńcem był Avene, lecz ten jak dla mnie także nie ma sobie równych. Bielenda- firma moja ukochana jakiś czas temu wysłała mi linię Ogórek i Limonka. Niebywale trudno jest tu u mnie ją dostać więc nie powiem wam ile kosztuje owe cudo. Nie mniej jednak przybliżę wam jego właściwości i trochę o nim tutaj napiszę.
Po pierwsze opakowanie. Tubka, miękka, typowa dla firmy. Mocny zatrzask przekonał mnie do niego już na starcie, kiedy to sądziłam, że zacznie mi się wylewać...oj długa historia z innym produktem, o którym kiedyś wam naskrobię. Czytelne napisy, ładna szata graficzna- miły dla oka kolor zieleni może na prawdę uzależnić <3
Tubka jest podatna na uszkodzenia- można ją przebić czymś ostrym, więc lepiej z dala z jakimiś tego typu narzędziami. Przezorny zawsze ubezpieczony- mówią. Nagroda Cosmopolitanu 2010-już samo to mówi, że produkt za nic tego nie dostał i wielu osobom się sprawdził.
Wyżej mamy dla kogo, po co dlaczego- standard. Ponoć zastępować miał 3 produkty-zgadza się. Efekt dokładnie sprawdziłam na sobie i zaraz parę rzeczy zredukujemy;>
Składzik- hmm dużo tego i chwała temu że nie jestem od tego specem bo pewnie bym nie używała bo coś tam. A tak to spoko;P
Kocham ten zatrzask! Jest dobrze wykonany i wiem, że mój żelo-peeling nie ulegnie niezwykłemu wyparowaniu w najmniej nieodpowiedniej chwili. Zresztą lubię go już za to, że unosi się od niego PRZEPIĘKNY świeży i słodki zapach, który mnie obezwładnił totalnie. Wielbię go!
Konsystencja średnia skierowana do rzadkiej. Półprzezroczysta z nakierowaniem na delikatny limonkowy/limetkowy(?) kolor. Zawiera drobinki które widać na zdjęciu- bardzo fajnie dzięki nim uzyskujemy delikatny, a zarazem niezwykle skuteczny peeling. Wydajność jest w miarę dobra- jeśli używamy go tylko do przemywania buzi, kiedy dołożymy do tego dekolt czy plecy wydajność jest dostateczna ale cóż się dziwić. Zapach jak wspomniałam jest fenomenalny- dla jednych chemiczny dla mnie słodki, świeży i wprowadzający w stan relaksu. To nie limonka, nie ogórek, to coś innego co na prawdę umila dzień, a raczej pielęgnację twarzy. Musicie to poczuć! Producent podkreślił parę efektów, które miały być odczuwalne i zauważalne- otóż są i nie są. Mat jest i to na dość długo, co jak dla mnie jest czymś rewelacyjnym biorąc pod uwagę moją niewybrednie mega tłustą cerę. Świeżość dostrzegamy już w momencie aplikacji- utrzymuje się także należytą ilość czasu- kiedy miałam potem podkład cerą wydawała mi się taka promienna i zadbana- możliwe że zapach który pozostawał na skórze dawał taki efekt. Kiedy nic już na nią [buzię] nie nakładam skóra jest gładka, ale nie oszukujmy się- kiedy zaczyna się przetłuszczać bo taka już kolej rzeczy nie da się nie odczuwać że jest jednak nieidealna. Co prawda mamy efekt nieskazitelnie gładkiej ale to nie na cały dzień, lecz na pewien odstęp czasowy- długo więc nie mam tu zbytnio co zarzucić. Redukuje podrażnienia i to dość skutecznie, gdyż nie wywołuje uczuleń ani różnych tego typu działań- wycisza skórę w dość subtelny sposób. Zaczerwienienia nie znikają całkowicie, ale są widocznie przygaszone, przez co nie ma efektu jak po ostrym peelingu. Co do przebarwień...sorry ale to jest mega kit. Nie usunął, nie zmniejszył, nawet że tak napiszę ich nie stłumił na cerze, by wyglądały jak wtopione i mniej widoczne. Jakie były takie są i niestety będą- nie liczmy na cuda, tego bozia przecież nie stworzyła. Jednakże uważam, że produkt przy codzienny stosowaniu potrafi zmniejszyć wydzielanie sebum- lecz czytałam że niektórym przysporzył tylko suchych placków- tak jak mówię, trzeba sprawdzić na sobie. Peeling jest na bardzo dobrym poziomie, żel myjący nie wysusza- choć sądziłam że tak się stanie. Czy posiada w sobie to serum? Tak, chyba. Na buzi po użyciu jest taka przyjemna otoczka- czystości, a także takiej ochrony przed wysuszeniem. Już trochę go stosuję i mogę wreszcie przyznać, że zwęża pory- love it <3 Bardzo przyjemny produkt, który jest moim ulubieńcem praktycznie za wszystko. Spisał się znakomicie i w najgorszym okresie kiedy to miałam bomby na twarzy dał sobie z nimi radę i nie mam już pobojowiska na twarzy, a jedynie złagodzone pole bitwy. Każda osoba z tłustą cerą uważam że będzie zadowolona. Serdecznie polecam, ponieważ to małe 3in1 dało sobie radę znacznie lepiej niż produkty bardziej znanych marek i niestety droższych..
Miałyście go?
xoxoTwistFantasy
lubie tą serię mam tez krem :)
OdpowiedzUsuńJa go czasem używam, ale moja cera jest raczej normalna, więc u mnie efekt, to gładsza nieco cera i tyle.
OdpowiedzUsuńNo i muszę użyć kremu, bo trochę ściąga skórę.
Ja uwielbiam ten dźwięk kiedy zamykam żel do mycia twarzy :DD
OdpowiedzUsuńWygląda ciekawie :)
OdpowiedzUsuńZ tej serii z Bielendy miałam tylko krem, ale byłam z niego bardzo zadowolona
OdpowiedzUsuńnigdy nie mialam nic z bielany :)
OdpowiedzUsuńJa pielęgnacji twarzy z Bielendy nie znam w ogóle. Czeka na mnie w zapasach ich płyn dwufazowy do demakijażu - zobaczymy, jak się sprawdzi :)
OdpowiedzUsuńjeszcze nie miałam okazji go używać :) ale może sie skuszę gdy mój się skończy :)
OdpowiedzUsuńmiałam z tej serii maseczke i była okropna :/
OdpowiedzUsuńNie miałam :D
OdpowiedzUsuńAle ten krem z najnowszej serii Bielendy mnie nieco rozczarowal więc troszkę mam uraz...
nono zainteresowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuń