Jestem osobą, która stroni od róży i rozświetlaczy - ja chyba się z nimi nie zaprzyjaźnię, bo co nałożę wyglądam źle;/ Kiedy miałam w swoich zasobach jeden rozświetlacz z Essence, firmy którą chciałam bardzo poznać, wtedy pomyślałam że poeksperymentuję. W końcu co mi szkodziło ;)
Opakowanie proste, zamykane na klik, ładne i czyste. Mimo, że to produkt z kolekcji J.Biebera jakoś się nie przeraziłam, ciekawość niosła górę. Jako osoba, która nie używa takich kosmetyków na co dzień, muszę przyznać, że mimo to i tak ten produkt jest tandetny.
Jest miękki, lubi się prószyć i osypywać. Używała go moja bratowa i efekt jest ten sam - wyglądamy jak te scukrzone ciastka, mega tandetnie jak z bazaru na wsi;/ Kiedy da się go za mało, to nie widać, trzeba się napracować jak dekiel by był widoczny, a jak się przesadzi to i tak po około 2 h jego już nie ma. Produkt przez to nie jest wydajny - myślałam, że może nieco nada się na oczy - tandeta razy 2. Koszmar...i kiedy miałam się przekonywać do czegoś, czego nie używam, tak teraz zostawię sobie te eksperymenty na bok.
Kosmetyk poleci do bratanic, które upaćkają lalkę robiąc jej salon makijażu.[ Uwierzcie, takie perfidnie upierdzielone kosmetyki dla lalek, co mają duuzo błysku, szał pał i innych tandetnych wstawek, są właściwe do przyjęcia tego produktu jak bestseller XD ] Chociaż one będą z niego zadowolone, a ciotka (czyt. ja) nie będzie miała podkradane na jakiś czas kosmetyki z pokoju XD
No to się zawiodłam..
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)