Oriflame'owa miłość

Niewątpliwym hitem odnośnie pomadek jest ta niepozorna, mała weteranka od Oriflame. Może to zdziwić, bo to tak niszowa firma, że nikt na nią nie zwraca swojej uwagi. Też należałam do takich osób, ale jak to bywa - nadchodzą zmiany. Dany egzemplarz mnie po prostu rozkochał w sobie. Zaczynając od pięknego słodkiego zapachu arbuza, tych typowym gum z lat młodzieńczych, po piękne wykończenie i dopełnienie makijażu. Uwielbiam i używam namiętnie, rozkoszując się tym zapachem jak jakiś świr;P

Kolor jest ciepły, wpada w brzoskwinkę i świetnie się trzyma. Jest nieco tłusta i to nie jej wada, nie podkreśla suchych skórek i chwała jej. Nałożona nawet na mega przesuszone wargi wciąż wygląda wspaniale. Ma delikatne drobinki, które mienią się w słońcu dając taki subtelny wyraz naszym ustom. Bardzo naturalnie się prezentuje, nie wygląda trupio, do makijażu nude jak znalazł. Opakowanie nieco mogłoby być lepsze, bo szminka mi się złamała już na dzień dobry;/ Nie mniej jednak nadal mi służy... i ten zapach! A na ustach wygląda świetnie, zdjęcia tego nie oddadzą...ale wierzcie na słowo, że wygląda się dzięki niej promiennie i zdrowo.

Pomadka jest kremowa, nakłada się niezwykle przyjemnie i pokrywa kolorem całe wargi bez osadzania się wewnątrz. Ja jestem na ogromne tak! Nie wiem czy ona jest jeszcze dostępna, chyba nie:( Ale gdyby była to sprawdźcie ją, bo o ile jej formuły nie zmienili to będziecie zadowolone. Ona trafiła w 110% moich potrzeb. Darzę ją miłością tak ogromną, że aż ciężko to opisać.